czwartek, 13 grudnia 2012

10. Motylki.


Jonghyun leżał już w łóżku. Narkoza wciąż nie przestała działać. Key zatroskany siedział przy oknie.
- To moja wina. To przeze mnie on teraz.. - Przełknął głośno ślinę.
- To fakt. Zrobiłeś głupstwo. Nadal nie rozumiem co cię podkusiło, żeby umawiać się z kimś z internetu. Poza tym... Masz szczęście, że tak to się skończyło. Mogło być o wiele gorzej.
- Co masz na myśli?
- Wiesz co to znaczy zostać zgwałconym? Mówiłeś, że zaczął cię rozbierać. Nie pomyślałeś wcześniej, że może mieć taki zamiar?
- No wiesz.. Jaa..
- Na prawdę, dziękuj JJongowi. Gdyby ten typ dobrał się do ciebie, na twojej psychice zostałby ślad, którego nie da się zamazać. Nie mógłbyś już nigdy tak samo spojrzeć na żadnego mężczyznę. - Głos Tabiego wyraźnie zadrżał.


- Tobie też powinienem dziękować. Bo w końcu... Bling mógłby umrzeć, gdyby nie ty.. Jestem naprawdę wdzięczny.
- To nic takiego. Chodźmy na dach. Muszę zapalić.
- Jak będziesz tak kopcił, to szybciej umrzesz.
- Już to gdzieś słyszałem. - Zaśmiał się.

Wyszli na dach. T.O.P podszedł do balustrady i oparł się łokciami o poręcz. Było już ciemno.
- Nie jest ci zimno? Zapowiada się chłodna noc. - Mruknął raper.
- Nie. - Kim stał lekko zmieszany. - Nie chciałeś palić?
- Zastanawiam się, czy nie powinienem rzucić.
- Więc po co wyszliśmy?
- Bo najpierw muszę coś wiedzieć.
- Hę?
- Mogę zrobić coś głupiego?
- O czym ty mówisz?
- No po prostu. Mogę..?
- O ile nie zamierzasz skakać, to.. chyba tak..
- Spokojnie. - Uśmiechnął się promiennie Tabi i odwrócił się w stronę Kibuma. Zrobił krok w jego stronę. Uniósł dłoń do góry i przejechał nią po ciepłym poliku Key, którego przeszedł delikatny dreszcz.
- Co ty robisz?
- Pozwoliłeś mi. - Płomyki zalśniły w czarujących oczach rapera. Jednym ruchem chwycił przyjaciela za tył głowy i mocno do siebie przyciągnął. Słodkie usta Kima połączyły się z ponętnymi wargami niebieskowłosego. Zaczął się szarpać i wierzgać. To nic nie dało. Zatracił oddech. Czuł jak drętwieją jego palce. Ścisnął w małych pięściach krańce kurtki T.O.P. Powoli odsunęli się od siebie. Key szerokimi oczyma spoglądał pytająco wprost w zadowoloną twarz towarzysza.
- Co to było..? - Mruknął cicho młodszy i ku zdziwieniu Tabiego ponownie zbliżył się i na zakończenie musnął ostatni raz wargi starszego.
- Spodobało ci się? - Zapytał zdumiony.
- Ja.. Nie wiem co się stało. To tak jakby ktoś... Wypuścił do mojego brzucha motylki.
- Motylki powiadasz? Czyli coś z tego może być.. - Nie ukrywając radości spojrzał w niebo.
- Czy to właśnie jest miłość?
- Nie wiem. Ale te sześćdziesiąt sekund sprawiło, że chyba na prawdę poczułem do ciebie coś głębszego.


Seungri nie mógł usiedzieć w miejscu. Dostał wiadomość z adresem szpitala. Ale nie mógł na razie wyjść. Nerwowo miętolił w dłoniach kurtkę. Jego ciało nie słuchało. Musiał. Po prostu musiał wybiec. Nie mógł dłużej wytrzymać.


- Dlaczego mnie unikasz? - Teyang był wyraźnie zawiedziony.
- Co masz na myśli? Nie unikam cię. - Spojrzał w oczy przyjaciela odrywając się od robienia przekąski.
- Jak to nie? Za każdym razem jak na siebie trafiamy, udajesz, że mnie nie widzisz i uciekasz... To bardzo nieprzyjemne uczucie, wiesz?
- Przestań. Nie wiem co sobie wymyśliłeś, ale nie podoba mi się to.
- Więc zróbmy to.. - Tae zarumienił się lekko.
- CO?!
- No co?
- Chyba oszalałeś.
- Minhooooo... - Jęknął.
- Zachowujesz się jak moja fanka.
- Jestem twoim fanem. Nie wiedziałeś?
- Ehhh.. - Westchnął Choi i wyszedł z kuchni. Dong podążył za nim.
- To jak nie chcesz, to może chociaż...
- Nie sądzisz, że na każdą rzecz musi przyjść odpowiednia pora?
- Ale ja nie wytrzymam. A nie chcesz chyba, żebym wybuchnął jak ostatnio... ? - Spuścił głowę i ostrożnie obserwował reakcję młodszego.
- Czy ty na prawdę nie potrafisz panować nad emocjami? - Usiadł ciężko na sofie.
- Minho! - Krzyknął Tae i usiadł na jego kolanach zbliżając się maksymalnie do niego. - Jak ty to robisz?
- Co?
- Prowokujesz mnie! - Zaśmiał się raper.
- Przestań. To nie jest śmieszne.
- Jak to nie? Czyli jednak nic.. zupełnie nic nie czujesz?
- Jak mogę nic nie czuć ?! Sam zobacz! - Przyłożył dłoń przyjaciela do swojej klatki piersiowej. - Czujesz?
- O mój Boże Minho... Nie padnij tylko na zawał.
- To zejdź ze mnie...
- Dobra. Ale następnym razem ci się nie oprę.
- Zobaczymy. - Uśmiechnął się żabol.
- Zobaczmy.

1 komentarz: